Warning! You are infected

Katalog do wystawy w Galerii Atlas Sztuki
ARTEON styczeń 2007
Łukasz Zaorski-Sikora*

Warning! You are infected

Uwaga! Rzeczywistość wokół nas to świat pozoru, wielości gier i symulacji; świat bez tożsamości, w którym możliwe są jedynie nieustanne transformacje.

Czy stałeś się faktycznie podmiotem niezdolnym do ponoszenia odpowiedzialności za swe czyny? Czy jesteś człowiekiem skłonnym traktować innych ludzi tak, jak rzeczy czy też możliwości? Czy nie wydaje ci się, że kultura jest krążeniem komunikatów bez nadawców i bez adresatów? Czy przypadkiem i całkiem niepostrzeżenie świat nie stał się ekranem, na którym nieustannie obserwujesz przebieg następujących po sobie obrazów? Czy jesteś zainfekowany wirusem iluzji, który decyduje o twoich potrzebach, celach i pragnieniach?

Z pewnością możesz odnieść nieprzyjemne wrażenie, iż nadawanie sensów i wartości przychodzi dzisiaj od przedmiotów, to one tworzą bowiem “grę symulacji” – symulują zarówno potrzeby, jak i sposoby ich zaspokajania. Co więcej, aktywność ludzka rozgrywa się przede wszystkim w sferze tego, co powierzchowne, cielesne i wirtualne.

Czy stałeś się pasywnym – uprzedmiotowionym, ale także uprzedmiotawiającym innych – obserwatorem i konsumentem? Czy żyjesz faktycznie w świecie superlatyw i map, które nie odsyłają do realnie istniejących terytoriów? Czy miejsce twego autentycznego życia muszą zająć iluzja i fikcja aplikowane w odcinakach? Czy celami człowieka jutra będą jedynie posiadanie, pochłanianie oraz pogoń za nowymi doznaniami? 1

Żyjesz chwilą i gubisz się w różnorodności szczegółów, z których składa się życie? Nie potrafisz wyjaśnić swego życia, które staje się egzystencją wymagającą nieustannego przetwarzania, kopiowania, interpretowania, tłumaczenia i uzasadniania? Niewątpliwie i ty ulegasz swoistej wirtualizacji. Już sam rozwój techniki i technologii powoduje odrealnienie przynajmniej niektórych fragmentów świata, który nas otacza. Umożliwia na przykład przeprowadzanie symulacji, które pozwalają na wypróbowanie (poza rzeczywistością i odpowiedzialnością) możliwości rozwiązań myślowych, ponieważ zdarzenie odpowiednich testów w rzeczywistości byłoby zbyt ryzykowne czy wręcz niemożliwe. Symulacja komputerowa za pomocą maszyny potwierdza zatem w obrębie myśli coś, co nie istnieje w świecie rzeczywistym.
A co dzieje się z osobowościami wpuszczonymi do sieci, gdy ich fizyczne podmioty nadawców nie siedzą przy komputerze? Czy zatem pozór stał się teraz pierwotny w stosunku do prawdy? Możemy być przynajmniej pewni tego, iż przed jakąkolwiek myślą, doświadczeniem i refleksją musi być człowiek – złożony z całkiem realnych: mięsa, krwi, flaków i kości…

Współczesny człowiek został rzucony w niedialektyczne uniwersum, w którym nie ma miejsca na jego ulubione binarne opozycje i alternatywy, takie jak piękno-brzydota czy prawda-fałsz. Pięknu przeciwstawia się bowiem teraz coś piękniejszego od niego, czyli moda; prawdzie – coś bardziej prawdziwego od niej, czyli symulacja; w końcu fałszowi przeciwstawia się coś bardziej fałszywego od niego, czyli pozór. Czy alternatywą w takim uniwersum może być dzisiaj świat wartości budowany, przynajmniej w pewnym stopniu, w oparciu o język sztuki? Czy sztuka może być alternatywnym systemem nawigacyjnym? Czy sztuka współczesna posiada jeszcze charyzmatyczną moc, która pozwoliłaby jej na sprostanie owemu wyzwaniu?
Czy też sztuka musi być karnawałowa lub publicystyczna; pastiszowa lub autotematyczna? Czy artysta musi porozumiewawczo mrugać do nas okiem, abyśmy zrozumieli, że to, co ma nam do powiedzenia, jest tylko na niby i tak naprawdę o nic mu nie chodzi, a jego obrazoburcza poza jest po prostu prowokacją na sprzedaż?

Sytuacja, w której znalazł się ów współczesny artysta na pewno nie jest prosta – uzyskał on bowiem kłopotliwą wolność: jeśli ma ochotę, może nadal tworzyć metafizyczną sztukę abstrakcyjną będącą rodzajem epifanii lub “metafory epistemologicznej” (co by to nie miało znaczyć); może zająć się dekonstruowaniem sztuki zastanej (wszak epigoni nieustannie triumfują); doprowadzić do unii hipostatycznej sztuki z życiem (nawet nieadekwatne wprowadzanie filozoficznego żargonu do teorii sztuki nadal robi niezłe wrażenie); może zwrócić się ku nowym mediom, które zdają się najlepiej pasować do nowych czasów; może w końcu zaprzyjaźnić się z tymi, którzy akurat są w stanie nadać status dzieła sztuki każdemu przedmiotowi lub gestowi (oczywiście, jest to najlepszym – najskuteczniejszym rodzajem aktualizacji wolności artystycznej).

W podobnie kłopotliwej (a może raczej szczególnie kłopotliwej) sytuacji są dzisiaj artyści zajmujący się malarstwem. Banałem jest oczywiście stwierdzenie, iż nie trzeba studiować wielkich filozofów, myślicieli i teoretyków sztuki, aby nabrać przekonania o uwodzicielskiej, tajemniczej i wciąż uniwersalnej (?) naturze oddziaływania malarstwa. Jak twierdzą znawcy przedmiotu, wiedzę na ten temat zdobywa się poprzez bezpośredni kontakt, zazwyczaj bez udziału intelektu i pojęć. Co więcej, dzieje się tak chyba nadal w nowym porządku ikonograficznym kultury zdominowanej przez symulację materialności, “cyfrową wyobraźnię” i dryf znaków poza jakimkolwiek nadzorem. Czy zatem jesteśmy jeszcze w stanie przejrzeć się
w malarstwie?

Dość bezlitosnym lustrem, w którym możemy się zobaczyć jest malarstwo Rafała Sobiczewskiego. Człowiek ukazany jest tutaj jako odarte ze skóry, masek i wszelkiej indywidualności ludzkie ciało. Zapada się on w świat, w którym w porządek narodzin w sposób nieodwoływalny wpisany jest porządek destrukcji i zasada alienacji. Jest to człowiek, którego najważniejszym z organów jest rura do pochłaniania i wydalania – można nią pochłonąć i wydalić zarówno pokarm, jak i idee, wartości, czy też w pewnym sensie także innych ludzi. Jest to linoskoczek kroczący po linie rozpiętej pomiędzy Bogiem i zwierzęciem. Jest to w końcu ciało podobnie banalne do innych ciał rzuconych w świat, w którym przywiązanie do życia doczesnego, konsumpcji dóbr, właściwej diety, gimnastyki, witamin, regularnych wizyt u lekarza, dobrej zabawy, jeszcze silniejszym czyni lęk przed upadkiem, przemijaniem, samotnością, rozkładem
i śmiercią.

Lustro Sobiczewskiego skanuje nasze najmniej uświadomione dolegliwości, takich jak wirusowe uzależnienie od otaczających nas przedmiotów, zwyczajowych form zachowania i sposobów na życie. Sobiczewski wydobywa w ten sposób robaka, który zagnieździł się w naszej w głowie i powoduje, że nie jesteśmy już sprawcami działań, lecz jedynie pośrednikami, operatorami obiektywnej ironii świata?

Sobiczewski pokazuje człowieka zarazem współczesnego i pierwotnego, sięga do spontaniczności wyprzedzającej podział na inteligencję, zmysły i ciało. Nawiązuje kontakt
z fundamentalną realnością przekraczającą zarówno jednostkowe projekcje, jak i zbiorowe schematy. Stąd też obrazy są tutaj nie tylko naszym lustrzanym odbiciem, lecz także w pewnym sensie nas obserwują. Tak, że już nie wiadomo, kto widzi, a kto jest widziany. Dzieje się tak, gdyż w pierwszej kolejności mają autofiguratywny charakter, a użyte kolory, faktury i linie budujące obrazowaną postać, zdają się być niewyartykułowanym krzykiem.

Możliwość poznania siebie zawarta jest tutaj w dramatycznym skoku, który staje się udziałem tych, którzy skłonni są do dokonania bolesnej autoanalizy. Świadomość człowieka w obrazach Sobiczewskiego istnieje bowiem jako stosunek do siebie i świata, przez co wytwarza stale obszar będący wyrazem permanentnego zderzenia rzeczywistości zewnętrznej z tą obecną w psychice jednostki. Dzięki temu ów człowiek nie jest niewolnikiem przyrodniczej siły, lub psychologicznej przyczynowości – jest skazany na kłopotliwą wolność.

Sobiczewski zdaje sobie ponadto sprawę z faktu, iż malarstwo to także twórczość manualna – jest to nieustanne zmaganie się z materią wraz z wszelkimi jej ograniczeniami. Materia jawi się tutaj jako źródło tajemnicy czekającej na wyjaśnienie. Jest to jednak tajemnica, z którą trzeba obchodzić się ostrożnie – unikając uproszczeń, które podsuwa rozum. Stąd też to, co jawne
i zawarte w symbolicznych obrazach człowieka wydaje się tutaj nieustannie przenikać z tym, co skryte w stawiającej opór materialności.

Wielu współczesnym artystom można przypiąć etykietę – “diagnosta ludzkiej kondycji”. Tym, co wyróżnia malarstwo Rafała Sobiczewskiego jest jednak to, iż człowiek potraktowany jest tutaj w sposób ikoniczny, czyli wbrew modnym ostatnio tendencjom i na przekór zwycięskim ikonoklastom postmodernizmu pragnącym w imię krytycyzmu wymazać, lub ewentualnie zdekonstruować wszelkie znaczenie i uwolnić nas od ciężaru i wpływu sensu. Ikona nie jest w tym przypadku przedstawieniem Boga-transcendencji, lecz symbolicznym wizerunkiem człowieka rzuconego w świat i zmagającego się z otaczającą go rzeczywistością. Jest nie tyle medium, ile raczej miejscem, gdzie przemawia autentyczna rzeczywistość człowieka.

Trudno znaleźć sztukę, literaturę, filozofię, które nie traktowałyby o człowieku. Istotę twórczości Sobiczewskiego stanowią jednak pytania dotyczące rudymentarnego poziomu ludzkiej egzystencji. Pytania dotyczące relacji tego, co w nas wewnętrzne z tym, co zewnętrzne. Dotykające naszego uwikłania w świat, przestrzeń, przemijanie i cielesność. Artysta podchodzi do swojej twórczości w zdecydowanie intuicyjny sposób, a samo malarstwo to w tym przypadku proces – nieustanna walka z materią, ale także konwencjonalnymi, ograniczającymi nas sposobami komunikacji. Obraz pojawia się tutaj jako reakcja na otaczającą rzeczywistość, ale jest również wyrazem uczuć i emocji, które wymykają się językowi i rozumowi. Dlatego też Sobiczewski nie wpada w pułapkę pompatyczności i “malarstwa dla malarstwa”. Tworzy własną antropologię ikony, a jego symboliczne malarstwo wyraźnie odsyła do świata nie tyle ludzkich, co wręcz utopijnych i arcyludzkich wartości. Jednocześnie jest to symbolika skierowana wprost, konkretnie do ciebie bez pretensji do martyrologii, moralizatorstwa oraz uniwersalnych
i obiektywnie ważnych diagnoz.

1 Por. Ł. Zaorski-Sikora, Podmiot w świecie pozoru, [w:] Estetyka wirtualności, red. M. Ostrowicki, Kraków 2006.

*dr Łukasz Zaorski-Sikora, filozof i krytyk sztuki, adiunkt w Katedrze Filozofii Wyższej Szkoły Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi